Po roku pracy trudnej, ale bardzo przyjemnej, bo z dziećmi, otrzymałem dekret do Dobrzeca koło Kalisza. I  tu podobnie jak w Rossoszycy byłem pierwszym wikarym.

P46-8900029Do Dobrzeca należała wieś Szczypiorno, gdzie była kaplica, w której jedną tylko Mszę Świętą w niedzielę i święta odprawiał kapelan z Kalisza. Miała ona dziesięć metrów długości, cztery szerokości oraz dwie wnęki po dwa metry kwadratowe. Zimą kaplica była tak przepełniona, że nawet na podniesienie nie można było przyklęknąć. Tak było i w pierwszą zimę moich dojazdów do Szczypiorna. Od wiosny za zgodą księdza Stanisława Szatko, w kaplicy były trzy Msze Święte, Pierwsze Piątki Miesiąca, każdego dnia były nabożeństwa majowe i październikowe. W niedziele dojeżdżał z Kalisza ksiądz Kazimierz Lipiński, kapelan sióstr i prefekt Gimnazjum. Odprawiał on dwie Msze Święte, głosił piękne kazania i prowadził chór żeński. Do kaplicy przychodzili wierni ze Szczypiorna, Sulisławic i Noskowa z parafii kaliskiej. Za zgodą Księdza Proboszcza ofiary zbierane na tacę były przeznaczone na potrzeby kaplicy. Dzięki ofiar­ności wiernych w 1959 r. zbudowaliśmy chór, na którym zimą po usunięciu religii ze szkoły uczyłem dzieci. W następnym roku na froncie kaplicy zbudowaliśmy taras z zadaszeniem, a w 1961 zakrystię i boczną nawę z wejściem do kaplicy i zakrystii.

Przywiązanie wiernych do tej kaplicy przyczyniło się do powstania parafii. Od wielu lat Szczypiorno jest parafią, ma nowy kościół, plebanię i Księdza Proboszcza. W tej miejscowości miałem też inne radosne przeżycia, które pragnę opisać.

P46-8900002 Wielka sobota 28.03.1959r.W pierwszym roku, podczas kolędy powiedziano mi, że tam dalej mieszka chyba „jehowita”, leży w łóżku już kilka lat i nie był u spowiedzi. Człowiek ten mieszkał w biednej chacie (przed zawaleniem sufitu chronił słup na środku pokoju), nie miał radia, ani lampki przy łóżku, choć bardzo lubił czytać. Często go odwiedzałem, modliłem się w jego intencji, dałem mu swoje radio, założyłem lampkę nad głową, przynosiłem mu książki i papierosy. Przed Niedzielą Palmową przy żonie i córce zapytałem go czy przyjmie Sakramenty Święte. Po chwili milczenia ze łzami w oczach powiedział: „Tak, bo u spowiedzi nie byłem z czterdzieści lat.”

Na zebraniu z rodzicami poprosiłem ich, aby po uboju czy weselu przynosili mi wyroby i ciasto, a ja będę to rozdawał biednym dzieciom. Przychylili się do mojej prośby i po lekcjach zostawiałem dyskretnie kilku uczniów, którzy chętnie konsumowali. Pewnego razu miała miejsce zabawna sytuacja, gdy trzech uczniów po takiej uczcie nie mając nic do popicia wypiło prawie całą butelkę wina mszalnego.

W podzięce za wprowadzenie Pierwszej Komunii Świętej w Szczypiornie otrzymałem prezenty, m.in. radio, fotel i towar na sutannę.

Raz, gdy zastanawiano się co mi kupić, ktoś powiedział „dajmy mu pieniądze”, a pan Habuda na to: „nie dawajmy mu pieniędzy, bo rozda je dzieciom”.

W Szczypiornie wielu rodziców pracowało w PKP, a ich dzieci w związku z tym miały zniżkę na kolej w wysokości 80%. Przez pięć lat mojej pracy zwiedziliśmy z dziećmi i młodzieżą wiele miast oraz góry i morze.

Pamiętam pewną zabawną sytuację i tego okresu. Jadąc na Pierwszy Piątek do Szczypiorna, zabrałem na motor pewnego czekającego na auto-stop mężczyznę. Zapytałem go gdzie mam stanąć, czy koło Sznycla (tak nazywano gos­podę na trasie do Szczypiorna, należącą do pana Sznycla). Mężczyzna zaczął mi opowiadać jak to wczoraj wieczorem pił z kolegami, pił również od rana w pracy. Zatrzymałem się gdzie poprosił, pochwalił mnie, że jestem dobrym człowie­kiem i wyraził chęć spotkania się jeszcze ze mną. Gdy odpowiedziałem mu „ale nie u Sznycla”, zapytał „no to gdzie” -podpowiedziałem w Dobrzecu w kościele, albo w Szczypiornie w kaplicy. A co pan taki pobożny? – zapytał. (Nie widział mojego stroju, gdyż byłem w kombinezonie), Odpowiedziałem – „panie chcę być pobożny, bo ksiądz na mnie wołają i pokazałem mu koloratkę. Tak się speszył, że szybko odszedł, nie powiedziawszy mi dziękuje.

Share.

Dodaj komentarz